spełniać marzenia.

Miałam męża i córkę. Zakochiwałam się w kobietach. Od zawsze. Wyszłam za mąż, by w końcu być normalną, by kochać mężczyznę, uprawiać z nim seks i założyć rodzinę. Mamie się to spodobało, tata umarł długo wcześniej, ale też byłby zadowolony.
Minęło nam kilka małżeńskich lat wśród przelotnych i hamowanych przeze mnie dla dobra rodziny romansów. I wtedy właśnie poznałyśmy się wzajemnie. Dotąd poznawałam tylko ja. Teraz dostałam to samo zainteresowanie, pragnienie i uczucie. Ona się nie hamowała. Ufała swoim pragnieniom, do czego namówiła i mnie.
Kochałyśmy się po kilku miesiącach. Obie zdradziłyśmy swoich partnerów.
Odkryłam swoje ciało. Ona pokazała mi brodawki i wrażliwość karku. Pokazała mi, jak obejmować się niespiesznie, jak przygotowywać swoje ciało powoli do seksu żelaznego, mocnego, silnego. Delikatne nasze ciała tak siebie pragnęły, że po muskaniu się ustami, po głaskaniu dłońmi, obcałowywały każdy kątek i wracały stęsknione do pocałunków silnych, głębokich i długich, przy których ruszały się rytmicznie podniecone biodra.
Kochałyśmy się różnie. Najczęściej w łóżku, ale też w samochodzie, pod prysznicem, na trawie. Wyciągałyśmy sobie z pleców świerkowe igły po dalekiej podróży z przedłużonymi  postojami.
Odkryłam reakcję najgłębszego swojego stanu. Odkryłam, ze kiedy mam w sobie spokój i poczucie bezpieczeństwa, to orgazm kończę śmiechem, radosnymi łzami i realnie odczuwanym szczęściem. Że kiedy mam lęk, zmęczenie, gniew, to z pięknym orgazmem wyrzucam łzy i to z nich dowiaduję się, że życie boli aż tak mocno.
Nauczyłam się ciała i seksu. Zwierzęcego i czułego. Powolnego i mocnego. Rytmu i kołysania.
Podniecam się. Nawet teraz, po prostu pisząc.

I wtedy wstał z grobu Tata.
–    Ty nie pójdziesz na żadne głupie studia, nawet mi nie mów o psychologii, czy jakiejś filozofii. Pójdziesz na porządne studia!
Patrzy mi głęboko w oczy. Nie wiem, czy był zły. Pewnie nie był, nikt nie jest zły. Wtedy nie miało się marzeń. Nie było sensu ich mieć, bo się nie spełniały, a dopiero potem w Polsce przyszedł czas, by osobiście spełniać swoje marzenia.
Dostałam się więc na takie studia na politechnice, które Tata zaakceptował. Skończyłam je, gdy już nie żył. Ale wstał teraz z grobu i mówi dalej:
–    Fajne studia, ale pamiętaj! Jak mi tu przyprowadzisz jakiegoś murzyna…! Nie przyprowadzaj mi tu żadnego murzyna!
Nikogo nie przyprowadzałam, to było proste. Sobie też nikogo nie przyprowadzałam. Miłość z kobietą na zawsze sobie zakazałam, nawet nie pytałam nikogo o opinię. Wiedziałam w samym środku swojego dziecięcego, a potem nastoletniego, a potem narzeczeńskiego, a potem małżeńskiego i matczynego, wiedziałam w całym swoim sercu, że miłość kobiety do kobiety - to miłość niedozwolona.
Dziś myślę, że może Tata wcale nie miałby nic przeciwko? Może polubiłby moją ukochaną? Nie jest murzynką, jest z dobrego domu, dobrze wykształcona, pracowita, odpowiedzialna… Ma te cechy, na których zależało Tacie?
Może pokochałby ją wraz ze mną? Lubił kobiety.
I wtedy przyszła Mama.
–    A gdzie najczęściej jedliście obiady, gdy pracowałam w Austrii? Przez te trzy miesiące?
–    Najczęściej to chyba z ciocią Renatą w „Kolorowej”.
–    Z ciocią Renatą? Jak to?
Miałam jakieś 9 lat.
–    No przecież ciocia Renata z nami chodziła i Jędrek.
Jędrek też miał jakieś 9 lat.
–     Często?
–    Mamo, no nie wiesz? Przecież ciocia Renata i Jędrek u nas mieszkali.
Wtedy nie wiedziałam, że Mama może nie lubić cioci Renaty.

Ciocia Renata to pierwsza osoba, u której rozpoznałam upicie. Siedzieliśmy z Jędrkiem w małym pokoju. To było wcześniej, mieliśmy gdzieś po 5 lat, Mama jeszcze nie jeździła do Austrii.
–    Jędruś szykuj się –    mamrotała gubiąc samogłoski. – Zaraz idziemy do domku synku. –    Wyszła i nie wróciła po Jędrka jeszcze bardzo długo długo.
Kończyliśmy grać w warcaby.
–    Ej, twoja mama jest… Jest… Jest pijana! – Zawołałam przerażona.
–    Widzę przecież – Jędrzej patrzył na mnie zdystansowanymi oczami. Nie rozumiałam tych oczu.
–    No ale Jędrek! To jej już nie minie! – Myślę dziś, że musiałam gdzieś złapać informację, że alkoholikiem jest się do końca życia.
–    Co jej nie minie? –    Pytał zdziwiony, a ja dziwiłam się jego spokojowi.
–    No jak ktoś się upije, to tak już zostaje do-koń-ca-ży-cia!!!
–    Co ty! – śmiał się Jędrzej. – Moja mama często jest pijana i potem znów nie jest.
–    Tak? A to nie jest tak, że jak się człowiek upije, to już nigdy nie przestanie być pijany?
–    Co ty! Dopiero jutro wieczorem mama znów będzie pijana.

Potem kiedyś spytałam Jędrka - może dwa dni? a może dwa lata? później - czy jego mama ciągle chce znów być pijana.
–    Nie wiem. Kiedyś powiedziała, że nie chce się jej o tym myśleć.
–    A ty?
–    A ja chciałbym, żeby może była pijana czasami, ale nie tak często.
Dziś myślę, że Renata marzyła o wolności, ale marzeń nie spełniała.

Komentarze

Popularne posty